sobota, 1 czerwca 2013

Moja siostra Gabriela - oczami Kamili

Opisanie tego, kim jest dla mnie Gabrysia, a także nazwanie emocji, jakie wywołała i wciąż wywołuje we mnie jej obecność, nie jest łatwe. Zawsze przychodziło mi to z trudnością; i nie chodzi o przyznanie się do uczuć, lecz po prostu o zdefiniowanie i nazwanie ich w mojej głowie. Oczywiście - najprościej rzecz ujmując Gabrysia to moja młodsza siostra, fakt raczej niezaprzeczalny, i wtej kwestii niewiele jest do dodania. Chciałabym sie jednak skupić na tym, co dała mi i czego nauczyła mnie Gabrysia od pierwszych chwil swego istnienia.
O ciąży mateczki dowiedziałąm się dosyć późno, byłam nastolatką zajętą swoimi problemami i nie bardzo zwracałam uwagę na to, co dzieje się dookoła, a od spraw domowych i rodzinnych odcinałam się szczególnie. Gdy już spadła na mnie ta "wesoła nowina", miałam mieszane uczucia, ale przeważała w nich radość. Mateczka potrzebowała dużo wsparcia, bo jej - a zarazem nasza - sytuacja była nieszczególnie ciekawa. Pewnie też nie zadawałam sobie do końca sprawy z tego, jak dużo konsekwencji przyniesie pojawienie się Gabrysi na świecie, nawet gdyby była zdrowym dzieckiem, a przecież wtedy jej niepełnosprawności nikt nie podejrzewał.
Gdy Gaba była niemowlakiem, wtedy przywiązałam sie do niej szczególnie. Do tej pory z resztą moje uczucia do niej są jakby wpół matczyne, a wpół siostrzane. Po urodzeniu mateczka borykała się z depresją, chcąc jej pomóc przejęłam część obowiązków; do mnie należało usypianie, spacery, zabawa. Doszło do tego, że tylko ja potrafiłam Gabrysię uśpić i uspokoić, a technika przeze mnie wypracowana polegała nie na łagodnym kołysaniu, tylko wręcz na szarpaniu połączonym z lekkim podrzucaniem. Do tej pory nie mam pojęcia jak udawało jej się zasypiać w ten sposób - ba! Inaczej nie potrafiła usnąć.
Spacery z Gabrysią były logistycznym wyzwaniem. Siedząc w spacerówce niczym mały Budda, wznosiła głośne okrzyki przy każdej zmianie kierunku. Mówiąc dosadnie, mozna było iść tylko w jednym kierunku i przed siebie - to znaczy byle dalej od domu. Trzeba było tak manewrować wózkiem, by Gaba nie zdawała sobie sprawy z tego że spacer się kończy i zawracamy. Gdy Gaba poznawała drogę wiodącą do domu i zdawałą sobie sprawę, że wracamy, zaczynała krzyczeć i płakać. Była to ogromna lekcja cierpliwości.. Mimo tego, same spacery były przyjemne; moją pasją od zawsze była muzyka więc często podczas nich śpiewałyśmy piosenki. W wieku trzech lat Gabrysia znała konon polskiego punk rocka - co czasem stwarzało zabawne sytuacje gdy podczas np. rodzinnych uroczystości zaczynała nucić pełne wulgaryzmów "hity". Najbardziej znamienną chwilą było gdy podczas pogrzebu dziadka zaczęła śpiewać "W trawie piłem Vistulę i wszystkich pier*olę". Nie zostało to przyjęte ze zrozumieniem.. Cóż, samo zaznajomienie Gabrysi z tymi tekstami nie było zbyt odpowiedzialne z mojej strony, ale byłam wtedy "walczącą" punkówą i miałam to, oględnie mówiąc, głęboko w poważaniu.

CDN..