czwartek, 6 września 2012

Rozdział 13: Tolerancja


Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie?
Budowa ściany wokół siebie, marna sztuka.
Wrażliwe słowo, czuły dotyk, wystarczy,
Czasami tylko tego pragnę, tego szukam.
            Na miły Bóg – życie nie tylko po to jest, by brać,
            Życie nie po to, by bezczynnie trwać
            I żeby żyć – siebie samego trzeba dać!

W tym rozdziale chciałabym poruszyć bardzo trudny temat. Temat tolerancji i akceptacji. A raczej ich braku.
Dzieci autystyczne mają swoje specyficzne zachowania. Czasami mogą być one trudne do zrozumienia, zwłaszcza przez osoby, które tej choroby nie znają. Zdarzają się co prawda autystycy o dużym poziomie agresji, ale jest to zjawisko dosyć rzadkie. Częściej bywa tak, że osoby cierpiące na tę chorobę są wycofane, spokojne, milczące. I taka jest Gabrysia.
Społeczeństwa małych wsi, a w takiej mieszkamy, w większości pozbawione są empatii. Wobec osób wyróżniających się w jakikolwiek sposób stosuje się ostracyzm. Nie chodzi tu tylko o niepełnosprawność. Dotyczy to również takich kwestii jak religia, pochodzenie, stan majątkowy, czy nawet sukcesy.
W pewnym etapie mojego życia byłam pogrążona w smutku i beznadziei. Zwątpiłam wtedy w Boga. Przestałam też chodzić do kościoła.
Lecz po pewnym czasie pogodziłam się z losem i chorobą dziecka. Musiałam jednak znaleźć siłę do działania. Potrzebowałam stabilnego oparcia, którego nie mogłam nigdzie znaleźć. Ani wśród swojej rodziny, tym bardziej w rodzinie męża. Wspierały mnie tylko moje dzieci. Jednak to nie wystarczało. Poczułam również potrzebę odszukania na nowo swojej drogi do Boga, do Jego mocy i miłości. Kościół Katolicki nie spełniał moich oczekiwań. Nie mogłam znieść ‘pozornej’ wiary i traktowania spraw duchowych powierzchownie. Potrzebowałam prawdziwego wsparcia i życzliwości. Niestety, nie otrzymałam nic oprócz chłodu emocjonalnego i odrzucenia.
Wtedy na mojej drodze stanęli Świadkowie Jehowy. Oni wręcz emanowali miłością, ciepłem i spokojem. Byli tacy, jakich wówczas potrzebowałam. Nie zostałam Świadkiem Jehowy, ale dzięki nim dokładnie poznałam Biblię i naprawiłam swoje więzi z Bogiem. W opinii publicznej kontakt ze Świadkami Jehowy spowodował wyrzucenie mnie na margines społeczny. To było jakby ‘społeczne samobójstwo’. Traktowano mnie jak wyrzutka. Pewna pani nawet składała mi osobiście życzenia „wszystkiego najgorszego”. Przykłady można mnożyć. Spotkałam się z licznymi formami dyskryminacji i alienacji. Ale nie poddałam się.
Mam siłę dzięki Temu, który mi udziela mocy – mówi Biblia. A siły trzeba było mi dużo – byłam wszak matką niepełnosprawnego dziecka. Poza tym wyjazd męża do pracy za granicę nie był niczym innym jak tylko porzuceniem rodziny i ucieczką od problemów. Byłam również odpowiedzialna za pięcioro dzieci, ich utrzymanie, edukacją i rozwój.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Skoro dorośli ludzie nie potrafią powstrzymać się od szykan i złośliwości, czego wobec tego mogłam spodziewać się dla swojego dziecka w szkole? To przecież było to samo środowisko. Dzieci patrzą na swoich rodziców i przyswajają sobie ich postawy i zachowania. W ich pojęciu, aby zdobyć akceptację, należy po prostu „zgnoić” najsłabszą jednostkę.
Na początku edukacji dzieci nie mają jeszcze wyrobionych złych nawyków. Są jeszcze małe i łatwo na nie wpłynąć. Można je więc nauczyć tolerancji.
Początkowo Gabrysia nie doświadczała żadnych przykrości ze strony rówieśników. Wręcz przeciwnie – wszyscy chętnie się z nią bawili. Lecz dzieci z wiekiem wyrabiają w sobie złe postawy – i to z wielką łatwością. Chłoną to, co niewłaściwe. W pewnym momencie zorientowałam się, że Gabcia przestała być powszechnie akceptowana. Dzieci odsunęły się od niej. Było to bardzo bolesne i nie umiem się z tym pogodzić. Wiem, że jest to problem wielu rodziców, nie tylko mój.
Większość Polaków to Katolicy. Kościół mówi co prawda o miłości bliźniego, lecz na słowach się kończy. Nie uczy jak stosować w praktyce to przykazanie.
Ponieważ znam Biblię, lubię porozmawiać z ludźmi o Bogu, lecz często spotykam się z ignorancją i niewiedzą teologiczną. Tak naprawdę większość ludzi nie wie, czego wymaga Bóg od każdego z nas. Biblia mówi: Bóg jest miłością. To miłość jest zatem głównym przymiotem Bożym. Bóg daje nam miłość, ale też wymaga, abyśmy dzielili się nią z innymi. Jak to zrobimy – zależy już tylko od nas samych. To, w jaki sposób nauczymy nasze dzieci dzielenia się miłością będzie miało odzwierciedlenie w tym, ile sami od nich otrzymamy.
Mentalność społeczną jest ciężko zmienić. By cokolwiek zdziałać potrzebna jest wręcz praca organiczna, praca u podstaw. Ale nie można się poddawać. Trzeba próbować wciąż naprawiać ten świat, który jest wokół nas i uczyć dzieci. Bo przecież kiedyś sami będziemy potrzebować ich pomocy, troski i empatii.

7 komentarzy:

  1. Pani Basiu! Bardzo mądre słowa!
    Podziwiam pani siłę do stawiania czoła wciąż nowym problemom. Życzę Pani dalszego powodzenia w terapii Gabrysi.
    Pozdrawiam, Stefania z Płocka

    OdpowiedzUsuń
  2. by zmienić stosunek ludzi do osób chociaż troszkę odmiennych trzeba sporo czasu i gigantycznej dawki wiedzy, której niestety powszechna szkoła nie przekazuje. Generalnie wiemy czym jest autyzm, ale nie mamy pojęcia jak się zachować, bo niby trzeba traktować taką osobę jak każdą, ale jednak z większą troską. Wygodniej jest odrzucić to czego nie rozumiemy niż zacząć drążyć temat. Lepiej dla przeciętnego człowieka jest zacząć kogoś wyśmiewać albo unikać, bo wstydzimy się reakcji ciemnych istot, które nie mają pojęcia o niczym. Fajnie by było gdyby jakaś fundacja wzięła się nawet już za przedszkolaki i próbowała nauczyć dzieciaki na czym polega autyzm, asperger czy tourette. Gdybyśmy zmieniali postawę od samego początku mielibyśmy więcej tolerancji, bo dzieci wbrew pozorom są otwarte tylko mam wrażenie, że te ich zaczepki, wyśmiewanie to element jakiejś podświadomej samoobrony przed tym czego nie znają.
    Polecam film "Adam" i nagrania z eksperymentu Bartka Topy na youtubie (chociaż pewnie Pani już to widziała)
    Przesyłam siłę, bo Judaszek zrobił mi jej zapas w piątek i jeszcze z niego sporo zostało ;)
    Pozdrawiam
    Pogoda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jeszcze sporo siły a w razie czego to mi jeszcze podrzucisz. Nie tak łatwo mnie złamać ;)
      Do tego, by uczyć dzieci tolerancji nie trzeba fundacji, ustaw ani przepisów, tylko mądrości rodziców. Prawie wszystkie wartości w dzieciach zaszczepiają właśnie oni, a nie szkoła itp. instytucje.
      Pozdrawiam,
      Mateczka

      Usuń
    2. problem leży w tym, że rodzice zamiast mądrzejsi robią sie coraz bardziej głupsi. Szkoła już od dawna funkcjonuje pod hasłem uczenia a nie wychowywania. I owszem o ile rodzice powinni uczyć dzieci podstaw życia w społeczeństwie o tyle szkoła nie powinna mieć wszystkiego w głębokim poważaniu. To nauczyciele powinni również przekazywać jakieś wartości, próbować zniwelować rodzicielskie zaniedbania. Tylko, że niestety to już nie jest świat, kiedy nauczyciel pracował z powołania ( przynajmniej większość osób, które spotkałam nie powinna uczyć). Smutne jest również to, że ludzie nie reagują na brak tolerancji. Dziecko skarży się, że ktoś mu dokucza, a nauczycielowi jest tylko przykro i mówi, że to może jego wina, bo nie potrafi dostosować się do kolegów i w taki oto sposób za kilka lat będziemy mieli pozbawioną emocji bandę takich samych debili ( przepraszam za słowo), których głupoty nikt nie potrafił zaleczyć w dzieciństwie. W dobie kiedy dzieci mają dzieci nie liczmy na przekazywanie wartości, bo bardzo rzadko taki rodzic sam posiada jakieś. Z własnego doświadczenia wiem, że nawet miłość do książek potrafi budzić (o zgrozo!) reakcję głupiego uśmiechu ( bo przecież jak można woleć czytanie od dzikiego, nocnego szaleństwa) . I tak się teraz zastanawiam czy to świat jest taki czy tylko ja spotykam pokaleczonych umysłowo ludzi. Naprawdę.
      Koniec wywodów, kiedyś trzeba porozmawiać.
      P~~

      Usuń
  3. itam Cie Basiu. Moi przedmówcy powiedzieli już w zasadzie to co i ja mogla bym Ci napisać.TOLERANCJA - wielkie słowo , niby powszechnie znane a tak mało [praktykowane],można by tak ująć. Mój problem , może za wiele że to problem ADHA u mojego dziecka -akceptacja przez rówieśników, dorosłych,nauczycieli.nie można przyrównać choroby Twojego dziecka do choroby mojego dziecka.Gabrysia jest bardziej wyciszona a Denis jest ciągle pobudzony,bywa nawet niekiedy agresywny co sprawia że jest odtrącany.Nie zawsze wina jest po jego stronie ale zawsze on zawinił-tak jest postrzegany nawet jak nie zawinił.Najłatwiej powiedzieć bo on jest nadpobudliwy .Mogłabym wymieniać tysiące przykładów ale tu nie o to chodzi.Zaakceptować inszość jest bardzo ciężko -uczmy się tolerancji,akceptacji bo w dzisiejszych czasach bardzo jest to nam potrzebne.
    Pozdrawiam-Bogda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bodziu,
      bardzo dziękuję za twoje mądre słowa. Łatwo nie jest ale damy radę. Głowa do góry i gonimy chmury! :D
      Pozdrawiam,
      Barbara O.

      Usuń
  4. Głowa do góry-pokonasz te góry.-B

    OdpowiedzUsuń